Co mam na myśli?
Przede wszystkim zrozumiałam, że należy wykorzystywać każdą okazję, którą dostajemy od losu, mimo, że często boimy się ryzyka, lub nasze lenistwo podpowiada nam, że to ilość przeleżanych bezczynnie godzin świadczy o tym, czy dzień był udany. Dotarło do mnie również, że to samorealizacja daje prawdziwą satysfakcję, że pokonywanie własnych barier czyni nas silniejszymi. Dopiero wtedy jesteśmy w stanie uwierzyć, do czego jesteśmy zdolni.
Sprawdzanie samej siebie było tym, co głównie robiłam przez te dwa miesiące. Czasem nawet zapisywałam swoje odczucia.
"Zmagam się z nerwami. Są wewnątrz i spoufalają się z każdym moim narządem. Rozluźnienie przyjdzie dopiero po wszystkim. Emocje opadną, a ja zacznę analizować każdy fragment. Zacznę się oskarżać i tłumaczyć. Wychwycę każdy popełniony błąd, jednocześnie czując ulgę."...nie było tak. Stres powoduje, że przesadzam, ale sądzę, że wiele osób zna to uczucie, gdy trzeba zrobić coś ważnego. Coś, na co wcześniej się nie odważyliśmy.
Myślałam także o tym, jak inni wpływają na nasze decyzje. Ta refleksja spowodowała, że rzadko pytałam kogokolwiek o zdanie. Robiłam to, co podpowiadało mi sumienie. Szłam własną ścieżką, na której byłam sama i było mi z tym dobrze. To dziwne, jak bardzo można ulegać innym. Obrać zupełnie inną drogę i zmienić decyzje, tylko, poprzez chęć bycia dobrze postrzeganym w oczach innej osoby.
Nie sądzę, żeby zdanie innych było ważne. Po prostu nie da się być szczęśliwym, kiedy tak się dzieje. Nie da się.
Decyzje należą do nas, bo życie należy do nas.