Po długich godzinach spędzonych w szkole, opadłam ciężko na kanapę, czytając książkę.
Będąc w innym świecie, z którego wyciągały mnie jedynie pojedyncze łyki kawy, pojawiła się we mnie myśl, a raczej chęć. Chęć zrobienia czegoś ciekawego. Wsiadłam więc na rower, chowając do plecaka termos z herbatą, tomik wierszy i aparat. U nogi wiernie towarzyszył mi mój pieseł.
Pojechałam do lasu, zapędzając się w nieznane dotąd ścieżki. Zapach lasu, odgłosy zwierząt, a nawet stanięcie z nimi oko w oko, naładowały mnie pozytywną energią i przypomniały, że oprócz życia w mieście, w którym wszyscy się znają, istnieje również mniej znany i, przez wielu mniej lubiany, świat. Świat, w którym rządzi tylko natura.
Starałam się fotografować każdą ciekawszą rzecz, którą napotkałam.
Drzewa są piękne. Ukrywają w sobie dziesiątki lat.
Dowód:
Po drodze spotkałam takie zwierzę. Pozwolę sobie nazwać je jelonkiem, mimo, że nie był to jelonek. Właściwie była ich cała rodzina, którą obserwowałam przez dobre 15 minut.
Nuta weszła w największe bagno. :)
Kilka rzeczy umilających życie:
Otworzyłam na losowej stronie i trafiłam na piękny wiersz. Miałam ze sobą tomik Baczyńskiego.
"...tych miłości jak zwierzęta,
co wracają w las od ludzi,
węsząc z twarzą wyciągniętą,
póki śmierć ich nie ostudzi,
tych miłości, które niosą
sok z korzeni w słońce liściem,
co jak puch dziewczęcych włosów
lekko rosną ku niebiosom,
nie wydepczą nienawiści.
..."